piątek, 5 listopada 2010

Ponowne rozeznawanie powołania – próby kompromisu

Zakładając, mniej lub bardziej świadomie, że Bóg precyzyjnie określa drogę życia każdego człowieka, i że rozeznawanie powołania polega na odgadnięciu planów Boga, w momencie poważniejszego kryzysu, poczucia niespełnionego życia, przychodzi zazwyczaj potrzeba ponownego rozeznawania powołania. Potrzeba skorygowania pierwszych błędnych wyborów. Może to nawet przynieść pewną chwilową ulgę. Poczucie nowej nadziei. Pojawia się jednak pytanie, a co się stanie jak znowu po latach przyjdzie poczucie niespełnionego życia? Czyżby i tym razem nastąpiła pomyłka? Czy znowu Pan Bóg tak utajnił swoje plany, że nie byliśmy w stanie ich odgadnąć?

Jeśli Bogu tak bardzo zależy na wolności człowieka, jedynym słusznym powodem kwestionowania dokonanego wyboru może być brak wolności w momencie jego dokonywania. Kościół w swojej mądrości uznaje za nigdy nie ważne małżeństwa zawarte pod przymusem, święcenia przyjęte bez wolnej woli. Oczywiście wolność człowieka jest niezmiernie delikatną dziedziną. Czasem bardzo trudno udokumentować rzeczywisty brak wolności, czasem bardzo łatwo postulować brak wolności gdy tak naprawdę chodzi o trudność dochowania wierności. Nie są to łatwe kwestie i każdy przypadek musi być rozważany osobno z całą powagą i uczciwością. Jednak także ogólne rozważanie może pomóc uniknąć wielu nieporozumień.

Abrahamowi, temu który pozostaje wzorem dla wszystkich wierzących, też się zdarzył nie jeden kryzys. Mijają lata od czasu gdy zrozumiał, że powinien wyjść z ziemi rodzinnej i powierzyć swe pragnienie Bogu pielgrzymując do nieznanej ziemi. Jednak obietnica potomstwa nie spełnia się. Abraham całkiem logicznie i realistycznie ocenia swoją sytuację i na obietnicę nagrody od Boga tak odpowiada:

O Panie, mój Boże, na cóż mi ona, skoro zbliżam się do kresu mego życia, nie mając potomka; przyszłym zaś spadkobiercą mojej majętności jest Damasceńczyk Eliezer. Ponieważ nie dałeś mi potomka, ten właśnie zrodzony u mnie sługa mój, zostanie moim spadkobiercą (Rdz 15,2-3).

Sfrustrowany długim i bezowocnym oczekiwaniem, Abraham rezygnuje ze swojego pierwszego pragnienia. Zawiera swoisty kompromis pomiędzy pragnieniem a rzeczywistością: spadkobiercą będzie sługa zrodzony w jego domu. Owszem, to nie to samo, co własny syn, ale przynajmniej sługa jest rzeczywisty. Można go zobaczyć, porozmawiać z nim, poczuć się przez niego zrozumianym i pocieszonym. A własny syn pozostaje ciągle pragnieniem, bez nadziei na jakiekolwiek spełnienie. Może to iluzja?

Ale w tej sytuacji Pan Bóg ponawia obietnicę. Nie spełnia jej, tylko ponawia, obiecując Abrahamowi własne dziecko. Tak jakby Bogu bardziej zależało na pierwotnym pragnieniu Abrahama niż jemu samemu. Abraham uwierzył, że Bóg spełni jego głębokie pragnienie i to zostało mu poczytane za sprawiedliwość (Rdz 15,6). Ale oczekiwanie na spełnienie obietnicy znowu stało się długie i nieznośne. Tym razem za podpowiedzią żony, Sary, Abraham znowu rezygnuje ze swego pierwotnego pragnienia, próbując na własną rękę pozyskać potomka z niewolnicą Hagar (Rdz 16,1-4). Wie dobrze, że to nie to samo czego pragnął wyruszając w nieznane na wezwanie Boga. Ale może to były tylko takie jego naiwne oczekiwania? Nie buntuje się przeciw Bogu. To są jego próby odczytania woli Boga na nowo, w rzeczywistości która nieubłaganie zdaje się przeczyć jego pragnieniom, i prosi o błogosławieństwo dla Izmaela, zrodzonego z niewolnicy:

Abraham, upadłszy na twarz, roześmiał się; pomyślał sobie bowiem: «Czyż człowiekowi stuletniemu może się urodzić syn? Albo czy dziewięćdziesięcioletnia Sara może zostać matką?». Rzekł zatem do Boga: «Oby przynajmniej Izmael żył pod Twoją opieką!» (Rdz 17,17-18).

Jednak i tym razem słyszy od Boga obietnicę spełnienia pierwszego pragnienia. Znowu wszystko sprowadza się do trwania w pierwszym zawierzeniu. Pewnie większość prób ponownego rozeznawania powołania nie różni się niczym od kryzysów wiary których doświadczył Abraham. Zamiast wyobrażać sobie, że nastąpiła pomyłka, że nie tędy droga, że może nieopatrznie zrozumiałem czego Bóg ode mnie chciał, potrzeba bardziej przypomnienia (anamnezy) własnego, pierwszego pragnienia. Bo to właśnie na nim zaczęło się budować powołanie. Bo Bóg je potraktował na poważnie i zaangażował się by je spełnić. To nic jeśli nie było do końca dojrzałe i czyste. Cały czas długiego oczekiwania Abrahama nie jest niczym innym jak jednym procesem dojrzewania jego pragnienia. Ale nie zostało ono zawiedzione.

1 komentarz:

  1. Piotrku,

    dziękuję Ci za Twoje rozważania.

    Są dla mnie bardzo pomocne.

    :)

    OdpowiedzUsuń